Podczas uroczystości weselnej przysłuchuję się rozmowie dwóch młodych mężczyzn. Rozmowa przebiega mniej więcej tak: „Kiedyś, jak popiłem, to mogłem następnego dnia iść do pracy na kacu i było ok! Ja, kiedyś, to mogłem pić cały tydzień i następnego dnia do pracy iść, ale teraz człowiek się starzeje i już nie ta głowa”. Słucham tych przechwałek i nie wierzę własnym uszom! Czy ilość wypitego alkoholu ma być oznaką męskości? Czym tu się chwalić??? Kiedy tak słucham, moje myśli ulatują do pewnego wieczoru…
Było to kilka lat temu. Zaraz po pracy leciałam do hospicjum. Jak w każdą środę jechaliśmy do pani Zosi do Przysuchy. Była to ostatnia wizyta tego dnia. Po powrocie córka chorej odwoziła mnie do domu.
Była zima, dużo śniegu. Samochód ugrzązł. Wychodzę żeby pchnąć. Niestety, pod śniegiem lód i nogi mi się rozjeżdżają a auto ani drgnie. Może z przodu będzie lepiej. Staję przed maską. Nic z tego. Nie daję rady. Co robić? Zimno, środek nocy. Agnieszka mówi, że może zadzwonić do męża, to przyjedzie. Kurczę, zanim on przyjedzie, zanim wyciągnie to nie będzie mi się opłacało iść spać, przecież rano do pracy. Co robić? Mówię do mojej towarzyszki niedoli: „Siadaj za kierownicą. Spróbuję jeszcze raz. Jak się nie uda to dopiero zadzwonimy”. Stanęłam przed maską samochodu, złożyłam ręce do modlitwy i powiedziałam: „Panie Boże, pomocy!” Zaparłam się i … samochód przestawiłam. Spojrzałyśmy na siebie. Zrobiło się jakoś dziwnie… Szybko się pożegnałyśmy. Rano pobudka do pracy a tam nikomu nie mówię co mi się przydarzyło w nocy. Zastanawiam się od czego bolą mnie ramiona? To taka moja tajemnica.
Szef się ciska, bo wciąż za mało. Papieros idzie za papierosem a za mną głos z radia, że dziś Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Uśmiecham się do swoich myśli. No i po co tak krzyczeć? „Tam skarb twój, gdzie serce twoje”.
Panowie, cóż powiedzieć? Mocna głowa, to nie wszystko! Trzeba mieć jeszcze dobrych Przyjaciół! Niech moc będzie z wami! A i mnie niech nie opuszcza!
z pozdrowieniami wasz korespondent hospicyjny
Monika Wężyk