– Odeszłam od męża.
– Dlaczego? Może da to się jakoś naprawić?
– Albo za sobą zatęsknimy, albo się pozabijamy. Nie sądzę, by dało się to naprawić.
– Ale, co się takiego stało?
– Nic. Mój mąż nie nadużywał alkoholu, nigdy mnie nie uderzył, czułam się wolna, mogłam chodzić na imprezy… Poprostu sie mijamy. Po 12 latach małżeństwa nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
– A co na to wasz syn?
– Nic. Pyta się tylko, czy kogoś mam? Raz śpi u mnie, raz u ojca. Musiałam iść do szkoły, bo są jakieś problemy…
Jest to krótkie streszczenie rozmowy z moją koleżanką.
Jedna z wizyt w zachmurzone, sobotnie popołudnie. Wchodzimy na drugie piętro w bloku. W drzwiach stoi starszy pan i wita nas z uśmiechem. Na początek jak zwykle serdeczności. Akurat trafiamy na pełny dom gości. Pani Irena (78 lat) zostaje przewieziona do małego pokoju aby mogła odpocząć na łóżku i by doktor mogła spokojnie ją zbadać. Jest troszkę niepewna. Do istniejącej już choroby nowotworowej doszedł wylew. Ma problemy z mówieniem, z dobraniem odpowiednich słów. Mąż i córka, opowiadają o tym, co się działo, jak minął pobyt w szpitalu. Doktor uważnie analizuje karty wypisowe i bada podopieczną. Idziemy do drugiego pokoju na herbatę. Razem z Anią jesteśmy ciekawe informacji o związku tych dwojga ludzi. Pana Bronisława nie trzeba namawiać do zwierzeń. Ze łzami w oczach mówi, że to już 57 lat są małżeństwem (jesteśmy pod wrażeniem!). Mówi: „Nie dziwcie się, że się rozczulam, jak na Nią patrzę. Chętnie zabrałbym ten ból. Przypominają mi sie te wszystkie lata spędzone razem i nie mogę powstrzymać łez. Jestem na Jej każde zawołanie. Spię około 3 godz., bo jak mnie tylko zawoła w nocy to wstaję i siedzę przy Niej do momentu aż zaśnie. Jak była w szpitalu w Warszawie, to jeździłem tam codziennie. Ale najlepiej, jak jest w domu. Tu wszystkiego mogę dopatrzeć, tu ma najlepszą opiekę” I rzeczywiście. Pani Irenka leży w śnieżno-białej, haftowanej pościeli i wodzi wzrokiem za swoim ukochanym mężem.
– Ale, chyba były też i trudne dni? „Tak, ale jak patrzę na to nasze życie z perspektywy lat, to były to mało znaczące drobnostki – i dalej opowiada – W wieku 3 lat straciła mamę, ojciec po raz drugi się ożenił. Opiekowalismy sie później tą mamą na starość. Mieszkała u nas. Wtedy nie było żadnych ubezpieczeń. Była zawsze bardzo dobrym człowiekiem i bardzo pracowitym. Gdy Ją całuję, to…”
Przypomina mi sie moja rozmowa z koleżanką i zastanawiam się, czy to jakiś inny świat? Inni ludzie? Jednak można kochać i da się wytrwać w zwiazku małżeńskim a o recepte na udany zwiazek zapytać trzeba panią Irenkę i pana Bronisława!
„Miłość nie zazdrości (…)
wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.”
1Kor 13,4-8
Wasz korespondent hospicyjny
Monika Wężyk