„Naszym głównym celem nie powinno być wypatrywanie tego,
co odlegle i niewyraźne, lecz czynienie tego, co leży w zasięgu naszej reki”.
Thomas Crlyle
Wreszcie trochę czasu wolnego, wpisuję się na cały sobotni dyżur jak kiedyś. Dziś dużo poza miastem a i upał doskwiera. Jedziemy najpierw do Martynki, do Wieniawy. Pamiętacie Martynkę? Ho! Ho! Teraz to już pannica! Spotykamy Ją razem z Mamą na spacerze. Urosła. To już nie ten sam maluch.
Nie ten sam, ale dalej z tą samą chorobą (została upośledzona w czasie porodu). To, co jeszcze się nie zmieniło w tym domu, to Miłość i Oddanie Rodziców do tego dziecka! Ile to czasu schodzi z nakarmieniem, bo część takiego specjalnego jedzonka idzie prosto do brzuszka a inne jedzonko do buzi. Fajnie patrzeć na mamę i córkę. Przez cały czas pani Justyna mówi do swojego dziecka. Czy jest słyszana? Nie wiem, ale cudowne jest to, że przez cały czas starają się zachowywać normalnie. Tata dziś w pracy, musi dorabiać, żeby starczyło na utrzymanie wszystkich. Przyjeżdża tuż pod koniec wizyty.
Stąd już blisko do Dominika. I jak zwykle czujemy się tu, jak Rodzina. Nasz chory też urósł bardzo i nabrał ciała. To również dzięki specjalnemu odżywianiu. Przez ostatni czas z naszym Dominikiem nie było dobrze. Teraz non stop jest podłączony do tlenu. Po badaniu, wszyscy siadamy przy stole. Są kanapki, kawa taka jak zawsze, czyli dobra, chwalenie się zakupami i dużo konsultacji medycznej związanej z nowymi przepisami, lekami, receptami itd. Na drogę zostajemy wyposażone w jajka (dzielimy się wzajemnie czym mamy) i w drogę.
Trasa biegnie przez Szydłowiec i dalej. Po drodze dowiaduję się wielu rzeczy o rodzinie, bo będę tu pierwszy raz. W zacienionym od słońca pokoju, leży 40-letnia pani Ania. Choruje na nowotwór mózgu. Kontakt jest tylko czasami i to bardzo nikły, więc radość ogarnia wszystkich, gdy po podaniu niesłodzonej herbaty, nasza podopieczna na pytanie: „Smakuje?”, odpowiedziała: „Kwaśna!”. Choroba robi nie tylko spustoszenie w organizmie chorej ale i w całej Rodzinie. Po prostu zaczyna brakować osoby, która była dla wszystkich podporą. Najbardziej odczuwają tę sytuację 11-sto i 18-sto letni synowie. Trudny czas dorastania i bunt przeciwko Panu Bogu u starszego z nich doprowadza do tego, że stanowczo twierdzi iż jest ateistą.
Ale nie wszystko jest tak źle! Panią Anią opiekuje się mama i teściowa. Musze Wam powiedzieć, że takiego widoku już dawno nie widziałam. Panie tak ze sobą współpracują, tak się dogadują, że aż serce rośnie! (podobno nigdy się nie pokłóciły, nic tylko brać przykład!). Wszyscy się zastanawiają, jak pomóc starszemu synowi? Nadarza się okazja, bo za dwa dni obchodzi 18-ste urodziny. Ustalamy na ten dzień Mszę Św. przy łóżku chorej, która się zgadza kiwając głową i teraz to już tylko wszystko w ręku Boga i naszego księdza Wojtka. Doktor Maria szczegółowo instruuje obydwie Mamy, co robić w razie zaistniałych trudności i w drogę.
Wpadamy do bazy na Wiejskiej, gdzie czekają na nas pieczone ziemniaczki z kefirem i tak pokrzepione ruszamy w dalszą drogę. Czeka już na nas pani Basia z całą rodziną i księdzem Wojtkiem. Będzie Msza Św. W tym domu również jestem po raz pierwszy. Znam tylko szczegóły choroby z opowiadania. Pozwólcie, że pominę rodzaj nowotworu oraz przebieg choroby. Nie jest to ważne. Istotne jest, że ból jest ogromny i nie do zniesienia. Kiedy po raz pierwszy weszło do domu hospicjum, chora płakała z bólu zwinięta w kłębek. Przyjmuje ogromne dawki leków przeciwbólowych, które tylko na krótki czas łagodzą ból. Dom pełen ludzi. Czterech synów i córka są przy Mamie cały czas. Pani Basia na pierwszy rzut oka nie wygląda na chorą, dopiero, gdy zobaczy się Jej ogromny brzuch i spuchnięte nogi i czasem łzy na policzkach. Nie narzeka. Znosi wszystko bardzo cierpliwie.
No, czas przygotować się do Eucharystii. Za konfesjonał służą dwa krzesła na dworze. Idę pierwsza, dając dobry przykład. Oprócz Komunii, jest też Sakrament Chorych, który jak twierdzą nasi podopieczni, zawsze bardzo podnosi na duchu i na ciele. Zresztą, zobaczcie, to sam Chrystus przychodzi do tych, którzy nie mogą przyjść do Niego. Przychodzi i pociesza, umacnia, jednoczy! Chce być razem z nami, wystarczy tylko otworzyć drzwi.
Po Mszy Św. część domowników wzięła się za szykowanie kolacji dla wszystkich, inni, tak, jak Maria z Ewangelii, woleli pytać i słuchać naszego księdza Wojtka, który mówił m.in. o różnych formach zniewolenia. Służba medyczna dwoiła się i troiła, jak zabezpieczyć chorą przeciwbólowo na nadchodząca noc (wizyty są codziennie). Wyszliśmy z tego gościnnego domu ok. 22-j. I tak minął ten kolejny dzień w żółtej karetce.
PS. 1W środę, w składzie trzy wolontariuszki i ksiądz Wojtek, jedziemy na godz. 20 na Mszę Św. urodzinową. Już czekają domownicy, koledzy jubilata, odświętnie nakryty stół. Wszyscy z bijącymi sercami, zastanawiają się, czy „nowo dorosły” skorzysta z Sakramentu Pojednania? Idą wszyscy koledzy, młodszy brat a On poszedł, ale tylko pogadać z kapłanem. Dobre i to na początek. Nasz ksiądz opowiedział Mu o młodej dziewczynie opętanej przez złego ducha i o konsekwencjach z tym związanych. I tak, jak napisałam wcześniej, wystarczy tylko otworzyć drzwi swojego serca Chrystusowi, wyciągnąć rękę. Wystarczy, choć i tak to za dużo dla niektórych. Ojciec wolał wypić wcześniej kilka piw, choć wiedział, że będzie to spotkanie! A co na to pani Ania? Przez całą Mszę Św. spała, ale otworzyła oczy na końcowe błogosławieństwo. Myślę jednak, że była z nami obecna. A po części oficjalnej, czas na tort i inne pyszności. Jedzmy, jedzmy, bo niedługo nie będzie takich smakołyków. Ale o tym i innych sprawach napiszę w kolejnym liście do Was.
PS. 2 Pani Ania już z nieba spogląda na nas i pewnie cieszy się, że Jej Syn podczas pogrzebu poszedł do Spowiedzi i pojednał się z Bogiem
Z wyrazami szacunku
Wasz korespondent hospicyjny
Monika Wężyk